Oczywiście ojciec chciał posłać mnie do najlepszego liceum prywatnego. Nie zgodziłam się. Wybrała szkołę jak najdalej położoną od domu, by jak najbardziej przypominała zwyczajne liceum, a nie rezerwat dla psychicznych bogatych snobów, z którymi nigdy się nie utożsamiałam . Ani ja, ani Sara nie pasowałyśmy do tamtego towarzystwa. Tak więc podążając za marzeniami i zachciankami wylądowałam przed zardzewiałą wielką bramą, starego ceglanego budynku, wokół którego rozsypany był tłum nastolatków. Wszyscy się od siebie różnili. Było tu wiele subkultur : Emo z kolczykami bladzi jak ściany, Skejci z czapkami i nisko opuszczonymi spodniami. Goci, metalowcy i zwyczajni nie wyróżniający się specjalnie. Jakby mieli mnie do kogoś przydzielić to właśnie do nich. W jeansach, bluzie, trampkach i związanych włosach pasowałam idealnie. Poprawiłam torbę na ramieniu i ze spuszczoną głową ruszyłam przed siebie. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Starszoklasiści byli już pogrupowani, a dzieciaki w moim wieku były tak samo zagubione jak ja. Może po jakimś czasie znajdę wśród nich kogoś podobnego do mnie. O pogrzebie, czy wypadku staram się nie myśleć. Ktoś może uważać, że olewam to tak jak starzy, ale ja po prostu chciałam zacząć od nowa, musiałam zacząć od nowa. Po placu rozległ się dźwięk dzwonka i wszyscy ruszyli w stronę wejścia, przyśpieszyłam kroku by nie zostać pożarta przez tłum. Według planu lekcje miałam w sali numer 12. Znajdowała się ona na końcu korytarza, zostawiłam niezbędne rzeczy w szafce i poszłam na lekcję. Do sali weszłam jako ostatnia. Zostało tylko jedno wolne miejsce koło sztucznej blondynki z szerokim uśmiechem.
-Dzień dobry – przywitała się nauczycielka. Kiwnęłam głowa i z rezygnacją zajęłam swoje miejsce.
-Cześć, jestem Emma.
-Hej, Layla. - Posłałam jej uprzejmy uśmiech i rozejrzałam się po klasie. Było nas około trzydzieścioro.
-Każdy zajęty sobą wyciągał podręczniki lub skupiał uwagę na nauczycielce.
-Witajcie. Jestem profesor Stelmach. Będę uczyła was Angielskiego. Wymagam przynajmniej minimalnego zaangażowania i kultury, a na pewno się dogadamy. Nie toleruję spóźniania, tak więc radze tego nie robić. Wielu z was zapewne uważa że... - Wyłączyłam się nie miałam zamiaru jej słuchać puki nie przejdzie do konkretów. Wyglądała na srogiego nauczyciela, jednak gdy zaczęła mówić ten czar prysł. Miała donośny, ale spokojny i miły głos. Patrzyła na nas łagodnie lecz nie lekceważąco. Zapewne jest jest jedyna taką nauczycielką w tej szkole.
-Zaczniemy od „Romeo i Julia”. Proszę byście przeczytali ten dramat na przyszły tydzień. Dziś będą same powtórki, a jutro napiszecie sprawdzian diagnostyczny. - Wiele osób wyglądało jakby naprawdę słuchało, ale niektórzy nie ukrywali nawet, że mają ważniejsze rzeczy do zrobienia. Tak jak Emma. Z uwagą przyglądała się swoim paznokciom szukając jakiejkolwiek skazy na różowym lakierze. Zachowywała się jak pusta lala, ale może skrywała coś w sobie czego nie chciała pokazać. Gdy oderwała się od paznokietek wzrokiem powędrowała na tyły klasy. Zrobiłam to samo. Moje oczy spoczęły na chłopaku którego z początku nie zauważyłam.
-To Cam.
-Hę?
-Cam Anderson – powiedziała blondynka przyciszonym głosem. - Powinien być w drugiej klasie, ale coś się stało i opuścił tamten rok. - chłopak skąpany był w czerń i owiany nutą tajemnicy. Delikatne rysy twarzy zakłócała blizna na prawym policzku od oka po kącik ust, które nieznacznie się uśmiechały. Blizna nie szpeciła go, raczej dodawała charakteru.
-Podobno zaplątany był w zabójstwo.
-Zabójstwo?
-Tak, ale policja z braku dowodów musiała oczyścić go z zarzutów. Niektórzy uważają, że naprawdę to zrobił, ale szczęściem uniknął kary. Wcześniej był szanowany i miał wiele przyjaciół, teraz wszyscy się go boją co sprawia, że jest przez to jeszcze bardziej seksowny.
-Ale kogo zabił, znaczy nie zabił, oj wiesz o co chodzi.
-Swoja byłą. Maje Grendson. Puszczalską ćpunkę. Nie lubiłam jej, ale śmierci nie życzyłam.
-Znałaś ją?
-Tak. Mieszkała niedaleko mnie.
-Dlaczego miałby to zrobić?
Pod artykułem zamieszczone były zdjęcia Maji. Była naprawdę ładna, miała gęste blond włosy do ramion, spokojne duże zielone oczy. Wyglądała jak aniołek, więc czym zasłużyła na śmierć? Nie byłam zdziwiona, że Cam wybrał ją sobie na dziewczynę. Pasowali do siebie, oboje wyglądali jakby byli wyjęci wprost z stylowego magazynu. Można było tylko pozazdrościć. Moim jedynym atutem były włosy, czarne jak noc sięgały linii bioder. Do życzenia pozostawała tylko grzywka ścięta na prosto, która miała skłonności do sterczenia w górę. Lubiłam czasami swoje oczy, wszystko zależało od światła, gdy przybierały odcień niezwykle głębokiego brązu byłam zachwycona, jednak zdarzało to się bardzo rzadko. Wiele bym dała by wyglądać tak jak Maja. Przyjrzałam się jeszcze raz jej zdjęciu i ogarnął mnie smutek. Tyle młodych i niewinnych osób ginie zostawiając rodzinę, co to za sprawiedliwość, gdy winny żyję dalej?
-Widzę, że plotki rozchodzą się bardzo szybko - Znieruchomiałam. Nie zorientowałam się kiedy ktoś do mnie podszedł , byłam zbyt pochłonięta myślami. Nie musiałam zerkać za siebie by sprawdzić kto to. Po sekundzie nieznajomy zajął miejsce naprzeciwko mnie.
-Podobał ci się artykuł? - Tak jak w szkole na ustach Cama widniał uśmiech. Rozparty na fotelu przyglądał mi się czujnie. Jak drapieżnik na ofiarę, która ma zaraz uciec, jednak byłam pewna, że to tylko maska , za którą ukrywał swoje prawdziwe ja.
-Niespecjalnie. Nie lubię czytać o śmieci.
-Naprawdę? - Chyba twierdził, że kłamie – W każdym bądź razie co myślisz? Zabiłem ją?
-Nie – Odpowiedziałam po chwili zastanowienia. Wyglądał na zdziwionego, a ja nie byłam pewna czy naprawdę tak uważam. Potrzebowałam czasu by się z ty, oswoić.
-Ciekawe. Nie widziałem cię wcześniej w tej okolicy. Przeprowadziłaś się?
-Nie. Mieszkam w drugiej połowie miasta.
-To czemu chodzisz tu do szkoły?
-Bo mi się spodobała.
-Albo umiesz bardzo dobrze kłamać, albo jesteś stuknięta.
-No to wychodzi na to, że jestem stuknięta. -Zaśmiał się bez krzty rozbawienia.
-Jestem ciekaw ile tu wytrzymasz. To niebezpieczna dzielnica.
-Ja się nie boję.
-Zobaczymy. - Uśmiechnął się tajemniczo, wstał i odszedł. Jego uśmiech przyprawił mnie o niepokój. Tak uśmiechali się niebezpieczni chłopcy w filmach, którzy zawsze zwiastowali kłopoty. Nie miała czasu dalej nad tym rozmyślać bo przeszkodziła mi w tym Emma.
-Wiesz, wydajesz się fajna. - Oświadczyła stawiając na stoliku swoją late.
-Eee, dzięki?
-Tak pomyślałam sobie czy nie wpadniesz do mnie na imprezkę w piątek.
-Przykro mi, ale nie mogę, jestem w żałobie.
-Po zdechłym psie ?
-Po siostrze.
-Och, przepraszam.
-Spoko.
-Ale tym lepiej. Musisz się rozerwać, zapomnieć.
-No nie wiem.
-Proszee, zależy mi na wielu fajnych osobach żeby nie było nudno. - Chyba pomyliła się w dobiorzę gości.
-Przemyślę to.
-Niech będzie, ale mam nadzieję, że przyjdziesz.
-Postaram się, a teraz muszę już wracać do domu.
-Do jutra.
-Pa. - Spakowałam laptop i poszłam na przystanek.
-Witajcie. Jestem profesor Stelmach. Będę uczyła was Angielskiego. Wymagam przynajmniej minimalnego zaangażowania i kultury, a na pewno się dogadamy. Nie toleruję spóźniania, tak więc radze tego nie robić. Wielu z was zapewne uważa że... - Wyłączyłam się nie miałam zamiaru jej słuchać puki nie przejdzie do konkretów. Wyglądała na srogiego nauczyciela, jednak gdy zaczęła mówić ten czar prysł. Miała donośny, ale spokojny i miły głos. Patrzyła na nas łagodnie lecz nie lekceważąco. Zapewne jest jest jedyna taką nauczycielką w tej szkole.
-Zaczniemy od „Romeo i Julia”. Proszę byście przeczytali ten dramat na przyszły tydzień. Dziś będą same powtórki, a jutro napiszecie sprawdzian diagnostyczny. - Wiele osób wyglądało jakby naprawdę słuchało, ale niektórzy nie ukrywali nawet, że mają ważniejsze rzeczy do zrobienia. Tak jak Emma. Z uwagą przyglądała się swoim paznokciom szukając jakiejkolwiek skazy na różowym lakierze. Zachowywała się jak pusta lala, ale może skrywała coś w sobie czego nie chciała pokazać. Gdy oderwała się od paznokietek wzrokiem powędrowała na tyły klasy. Zrobiłam to samo. Moje oczy spoczęły na chłopaku którego z początku nie zauważyłam.
-To Cam.
-Hę?
-Cam Anderson – powiedziała blondynka przyciszonym głosem. - Powinien być w drugiej klasie, ale coś się stało i opuścił tamten rok. - chłopak skąpany był w czerń i owiany nutą tajemnicy. Delikatne rysy twarzy zakłócała blizna na prawym policzku od oka po kącik ust, które nieznacznie się uśmiechały. Blizna nie szpeciła go, raczej dodawała charakteru.
-Podobno zaplątany był w zabójstwo.
-Zabójstwo?
-Tak, ale policja z braku dowodów musiała oczyścić go z zarzutów. Niektórzy uważają, że naprawdę to zrobił, ale szczęściem uniknął kary. Wcześniej był szanowany i miał wiele przyjaciół, teraz wszyscy się go boją co sprawia, że jest przez to jeszcze bardziej seksowny.
-Ale kogo zabił, znaczy nie zabił, oj wiesz o co chodzi.
-Swoja byłą. Maje Grendson. Puszczalską ćpunkę. Nie lubiłam jej, ale śmierci nie życzyłam.
-Znałaś ją?
-Tak. Mieszkała niedaleko mnie.
-Dlaczego miałby to zrobić?
-Policja twierdzi, że się pokłócili, ale dlaczego od razu ją zabił? Nie mam pojęcia. W każdym bądź razie winny czy też nie może zostać moim chłopakiem, nawet jakby miałby mnie potem zadźgać. - Przeszedł mnie dreszcz i jeszcze raz spojrzałam na Cama, który patrzył wprost w moje oczy. Wiedział, że to o nim rozmawiamy. Zapewne myślał, że się go boje, ale ja mu tylko współczułam. Nikt nie chciałbym być oskarżony o coś takiego. Resztę lekcji spędziłam rozmyślając o tym zabójstwie. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, by móc wydać swój osobisty wyrok.
Po szkole zamiast do domu poszłam do kawiarni. Zamówiłam zwykłą czarną kawę bez cukru i usiadłam przy niewielkim jasnym stoliku. Kawiarnia znajdowała się niedaleko szkoły i była przyjemnym miejscem. Panował tu porządek i cisza. Wystrój był skromny, ale nowoczesny. Przez czerwone rolety do środka wpadało ciepłe popołudniowe światło. Co nie gdzie stał regalik wypełniony po brzegi książkami. Znałam niektóre tytuły, większością były romansidła i kilka dobrych horrorów. Wyjęłam z torby laptop i popijając kawę czekałam aż się włączy. W Google wpisałam Maja Grandson. Wybrałam reportaż pewnej miejscowej gazety na temat zabójstwa Maji.
Szesnastolatka Maja Grandson została brutalnie zgwałcona i zamordowana 04.01.2011.roku. Policja przesłuchiwała wiele świadków, jednak nikt nie potrafił wskazać winnego. Podejrzenia spadły na chłopaka dziewczyny Cama Andersona. Szesnastolatek pokłócił się tego dnia z Mają, lecz po zrobieniu badań DNA wykluczyli go. Matka pokrzywdzonej jest przekonana że to on zamordował jej córkę.
-On na nią nie zasługiwał wmawiał jej, że ją kocha, a tak naprawdę tylko ją wykorzystywał. Serce mi się kraja, gdy pomyśle, że na to pozwoliłam. Wszystkim nam zamydlił oczy swoją grą. Czy dowiemy się kto tak skrzywdził tą biedną młodą dziewczynę ?
J.K
-Widzę, że plotki rozchodzą się bardzo szybko - Znieruchomiałam. Nie zorientowałam się kiedy ktoś do mnie podszedł , byłam zbyt pochłonięta myślami. Nie musiałam zerkać za siebie by sprawdzić kto to. Po sekundzie nieznajomy zajął miejsce naprzeciwko mnie.
-Podobał ci się artykuł? - Tak jak w szkole na ustach Cama widniał uśmiech. Rozparty na fotelu przyglądał mi się czujnie. Jak drapieżnik na ofiarę, która ma zaraz uciec, jednak byłam pewna, że to tylko maska , za którą ukrywał swoje prawdziwe ja.
-Niespecjalnie. Nie lubię czytać o śmieci.
-Naprawdę? - Chyba twierdził, że kłamie – W każdym bądź razie co myślisz? Zabiłem ją?
-Nie – Odpowiedziałam po chwili zastanowienia. Wyglądał na zdziwionego, a ja nie byłam pewna czy naprawdę tak uważam. Potrzebowałam czasu by się z ty, oswoić.
-Ciekawe. Nie widziałem cię wcześniej w tej okolicy. Przeprowadziłaś się?
-Nie. Mieszkam w drugiej połowie miasta.
-To czemu chodzisz tu do szkoły?
-Bo mi się spodobała.
-Albo umiesz bardzo dobrze kłamać, albo jesteś stuknięta.
-No to wychodzi na to, że jestem stuknięta. -Zaśmiał się bez krzty rozbawienia.
-Jestem ciekaw ile tu wytrzymasz. To niebezpieczna dzielnica.
-Ja się nie boję.
-Zobaczymy. - Uśmiechnął się tajemniczo, wstał i odszedł. Jego uśmiech przyprawił mnie o niepokój. Tak uśmiechali się niebezpieczni chłopcy w filmach, którzy zawsze zwiastowali kłopoty. Nie miała czasu dalej nad tym rozmyślać bo przeszkodziła mi w tym Emma.
-Wiesz, wydajesz się fajna. - Oświadczyła stawiając na stoliku swoją late.
-Eee, dzięki?
-Tak pomyślałam sobie czy nie wpadniesz do mnie na imprezkę w piątek.
-Przykro mi, ale nie mogę, jestem w żałobie.
-Po zdechłym psie ?
-Po siostrze.
-Och, przepraszam.
-Spoko.
-Ale tym lepiej. Musisz się rozerwać, zapomnieć.
-No nie wiem.
-Proszee, zależy mi na wielu fajnych osobach żeby nie było nudno. - Chyba pomyliła się w dobiorzę gości.
-Przemyślę to.
-Niech będzie, ale mam nadzieję, że przyjdziesz.
-Postaram się, a teraz muszę już wracać do domu.
-Do jutra.
-Pa. - Spakowałam laptop i poszłam na przystanek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz