Rozdział 2


                      




Emma miała rację powinnam się rozerwać, Sara by tego chciała. Więc w piątek wieczorem postanowiłam pójść na tą imprezę, przynajmniej na chwilę. Nie stroiłam się specjalnie, bluzę tylko zamieniłam na top bez pleców wiązany na szyi i rozpuściłam włosy. Umalowałam oczy i byłam gotowa. Dotarcie do domu Emmy nie było trudne, a dodatkową wskazówką była muzyka, którą było słychać na końcu ulicy. Drzwi otworzył mi sam gospodarz.
-A już myślałam, że się nie zjawisz.
-No cóż jestem.
-Kurcze przy tobie wyglądam jak pasztet.
-Chyba żartujesz, wyglądasz ślicznie. - Mówiłam prawdę, była osobą pokroju Majii tylko trochę mniej naturalną.
-Tak, tak możesz sobie gadać, ale mniejsza o to. Jako iż jesteśmy niepełnoletni na imprezie dostępne są wyłącznie napoje wysoko procentowe, tytoń i dragi wszelkiego rodzaju. Tak więc zapraszam. - Ręką wepchnęła mnie do środka, gdzie śmierdziało alkoholem, potem i rzygami. Salon był naprawdę ładny i przestronny co nie pasowało do krajobrazu na zewnątrz. Wiele osób tańczyło w rytm piosenki z plastikowymi kubeczkami w ręku, inni rozsiedli się na kanapach i rozmawiali. Oczywiście nikogo nie znałam. Niektóre tarze kojarzyłam z lekcji, ale nie mogłam sobie przypomnieć jak mają na imię.
Jeżeli chcesz jakąś konkretną muzę, idź do DJ'ja mojego brata. - Wskazała na wysokiego mięśniaka w obcisłym podkoszulku ze słuchawkami na uszach, który w niczym nie przypominał siostry. - Wszystko prócz metal mile słyszane.
-Będę pamiętać. - Uśmiechnęłam się cierpko.
-Zaraz przyniosę ci coś na rozweselenie. Poczekaj tu.
-Dobrze.- W mgnieniu oka zniknęła mi z pola widzenia . Oparłam się o jedną z kolumn, z których bębniła jakaś rockowa piosenka. Na Emmę nie czekałam długo.
-Wyciągnij rękę.
-Po co?
-Oj wyciągnij. - Spełniłam polecenie. Na wyciągnięta dłoń blondynka położyła mi dwie niebieskie tabletki.
-Co to?
-Zawsze zadajesz tyle pytań?
-Nie.
-No więc łykaj. - Podała mi kubek wypełniony złotym płynem.
-Jak to działa?
-Fascynująco.
-Fascynująco?
-Tak! Chodź potańczymy.
-Nie lubię tańczyć.
-I co z tego. To nie było pytanie. - Ciągnąc mnie za rękę zaprowadziła mnie na środek pokoju. Nie wiele osób zwracało na nas uwagę dzięki czemu czułam się mniej skrępowana.
-No ruszaj biodrami.
-Nie umiem.
-Proszę cie, każda kobieta to umie. - Położyła dłonie na moich biodrach i zmusiła je do ruchu. Po chwili wczułam się w rytm i wirowałam na parkiecie. Obraz delikatnie zaczął mi się rozmazywać, a głosy stały się nie wyraźne. Na miękkich nogach podeszłam do blatu który służył za bar i wysączyłam dwa drinki. Humor miałam niezwykle dobry i zaczęłam się śmiać, niekoniecznie wiedząc z czego.
-Haha, widzę że chyba działa.
-Co? Hahaha , ale chce mi się śmiać.
-Jezu nieźle to na ciebie podziałało. - Nie rozumiałam o co jej chodzi, jednak nie przejęłam się tym zbytnio.
-Nigdy nie brałaś co?
-Nie haha, ale to jest takie fajne.
-Przecież wiem. - Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Emma? - Do dziewczyny podszedł chłopak w czarnej czapce, która zasłaniał mu twarz.
-Tak?
-Lisa chyba przedawkowała. - Wyglądała na zaszokowaną.
-Gdzie ona jest?
-W kiblu. - Blondynka szybkim krokiem ruszyła w głąb korytarza, a chłopak podążył za nią. Przyglądałam się im z zaciekawienie, gdy nogi się pode mną ugięły. Usiadłam sobie na podłodze i plecami oparłam się o ścianę. Czułam się bardzo dobrze i chciało mi się tańczyć, jednak nie byłam pewna czy dałabym rade wstać. Podjęłam jedną probe, która okazała się nie wypałem, z powrotem osunęłam się na podłogę i wybuchnęłam śmiechem.
-Widzę, że się świetnie bawisz. - Zadarłam głowę do góry by zobaczyć do kogo należał głos. Cam pochylał się nade mną z posępną miną.
-Owszem, ale ty chyba nie za bardzo.
-Nie mój klimat.
-To po co tu przyszedłeś?
-Z ciekawości.
-Nie wierzę ci.
-To dobrze. - Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek, próbując przeniknąć jego myśli.
-Nie mogę cie zrozumieć.
-Bardzo się z tego cieszę.
-Jesteś dziwny.
-Uwierz mi ty też.
-Nieprawda. - Miałam go dosyć. Irytował mnie. Obraz stał się jeszcze bardziej rozmyty, nie rozumiałam słów czarnowłosego. Po krótkiej chwili chłopak pociągnął mnie za łokieć do góry i zaprowadził do jakiegoś małego pokoju, w którym panował mrok, jedynym światłem był wpadający przez okno blask księżyca ,który sprawiał że skóra Cama wydawała się srebrzysta.
-Po co tu przyszliśmy?
-Tam nie dało się rozmawiać, a poza tym było zbyt tłoczno.
-A o czym mamy rozmawiać? - Byłam trochę zaniepokojona, oddech delikatnie mi przyspieszył tak jak bicie mojego serca.
-Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz zbyt dobrze.
-Tak tylko jest mi gorąco.
-Otworze okno.
-Nie, nie, powinnam wrócić do domu.
-Tak wcześnie? Zostań jeszcze chwilę. - Nie mogłam już tego znieść chciało mi się wymiotować. Cam zaczął się powoli do mnie zbliżać, więc zrobiłam krok do tyłu i jeszcze jeden i jeszcze, aż plecami trafiłam na ścianę. Przeklęłam się w myślach za swoją głupotę.
-Boisz się mnie?- Czułam jego oddech na szyi chciałam zaprzeczyć, ale zamiast tego obrzygałam jego buty. Z obrzydzeniem odskoczył do tyłu.
-Ups. - Twarz zasłoniłam rękoma. - Sam mówiłeś, że nie wyglądam najlepiej. - Obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem i wyszedł z pokoju, a ja odetchnęłam z ulgą. Po chwili drzwi znowu się otworzyły a do środka weszła Emma.
-Szukałam cię po całym domu. Jak się czujesz?
-Źle. Chyba wrócę do domu.
-Wezwę ci taxi.
-Okey.
W domu jak zwykle było cicho, jednym dźwiękiem był telewizor w pokoju matki. Może było coś ze mną nie tak, ale chciałabym móc wejść do domu krzyknąć „Jestem” i dostać ochrzan od rodziców dlaczego tak późno wróciłam. Jednak nigdy nie miałam zaznać tego uczucia, jakiejkolwiek troski rodzicielskiej. W dreptałam się po schodach na gore do swojej sypialni, która była moim azylem. Panował tu zawsze porządek i ład, kolorystyka utrzymana była w czerni i bieli . Zdjęłam buty i ustawiłam je w koncie. Z ciężkim westchnieniem usiadłam na łóżku. Z okna miałam piękny widok na Nowy York nocą i księżyc nad nim górujący. Tworzyło to niezwykłą kompozycję. Gdybym umiała malować na pewno przeniosłabym ten widok na papier. Leniwie zdjęłam ubranie i weszłam pod prysznic by zmyć z siebie dym papierosów i kto wie czego jeszcze. Gorąca woda przyjemnie drażniła moją skórę. Lubiłam to uczucie czułam się wtedy wolna.

    ***

    Z ociąganiem podniosłam powieki do góry, obudziło mnie natarczywe pukanie do drzwi. Ziewając zwlekłam się z łózka i zeszłam na dół. Po drodze złapałam swój szlafrok i zarzuciłam go na nagie ramiona. Ze skwaszoną mina otworzyłam drzwi i doznałam szoku. Na zewnątrz stała policja. Od razu w mojej głowie pojawiło się mnóstwo pytań, między innymi co ja do cholery wczoraj nawywijała, ze chcą mnie zamknąć?

    -Dzień dobry. Jestem komisarz Larent. - Kobieta pokazała odznakę i zaraz ją schowała. Nie rozumiałam po co w ogóle trudziła się by ja wyjąć. Dla mnie wystarczył jej strój i broń za paskiem. - Jesteś Layla Gatry?
    -Owszem. W czym mogę pomóc? - Siliłam się na spokojny głos.
    -Możemy porozmawiać?
    -O czym?
    -O wczorajszej nocy. - O Boże! Boże co ja zrobiłam? Próbując zachować powagę zaprosiłam funkcjonariuszy do środka. Usadowili się na fotelach w salonie i patrzyli na mnie z podejrzliwością .
    -Czy byłaś wczoraj na domówce u Emmy Richard?
    -Tak.
    -O której stamtąd wyszłaś?
    -Około pierwszej. Czy mogę wiedzieć co się stało?
    -Została zamordowana dziewczyna. Monica Wintleyt. Znasz ją?
    -Uważacie, że ja to zrobiłam? Przysięgam, że nie. Nie byłabym wstanie tego zrobić. Ja nie. - Zaczęłam histeryzować.
    -Nie twierdzimy, że to ty, ale musimy przesłuchać wszystkich którzy tam byli. Więc znasz ją?
    -Nie. Nikogo prócz Emmy nie znam z tamtych okolic. Jestem nowa w tej szkole i jeszcze nie nawiązałam zbyt wielu znajomości.
    -Dobrze. Byłaś widziana z Camem Andersonem. Co z nim robiłaś?
    -Chciał porozmawiać. Myślicie, że to on ją zabił?
    -O czym? - Zignorowała moje pytanie jakbym w ogóle go nie zadała.
    -Nie wiem. Nie zdążył mi powiedzieć bo źle się poczułam i wróciłam do domu.
    -Dobrze, jakbyś coś sobie przypomniała zadzwoń. - Podała mi swoja wizytówkę i wstała.
    -Tak zrobię. - Odprowadziłam policjantów do wyjścia i szybko zamknęłam za nimi drzwi. Nie mogłam w to uwierzyć. Zabito kogoś w miejscu gdzie ja się bawiłam. To było okropne. Zaczęłam się poważnie bać.

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz

    Szukaj na tym blogu